Hej! Dzisiejszą planową notkę zepchnęłam na inny dzień,
bo muszę wam zdać relację z ostatniej chwili! No może nie takiej znów
ostatniej, bo sprzed kilkunastu godzin. ;)
Wczoraj odbyło się pierwsze spotkanie klubiku języka
angielskiego, który ja mam zaszczyt prowadzić.;) Wymyśliłam sobie, że będziemy
się uczyć z dziećmi nowych słówek poprzez zabawę i przygotowałam już mnóstwo
scenariuszy lekcji. Wszystkie przepełnione ruchem i kombinowaniem, tak jak
dzieci lubią najbardziej. Na pierwszych zajęciach mieliśmy omówić kwestię witania się. Przygotowałam coś
w rodzajów puzzli – obrazek z sytuacją i kartka z napisanym przywitaniem, lub
pożegnaniem. Wycinanie, dopasowywanie zajęło mi trochę czasu, ale robiłam to z
uśmiechem od ucha do ucha. Uśmiech znikł z mej twarzy dopiero wczoraj, w momencie, gdy sobie uświadomiłam, że dzieci
mogą jeszcze nie znać alfabetu łacińskiego!!! To odkrycie zmieniło wszystko. Bo
przecież jeśli nie przeczytają literek, nie będę w stanie dopasować puzzli i
zapisywać słów w zeszycie…. Spanikowałam.
Do zajęć zostało tylko kilka godzin, a ja nie wiem, co mam robić. Decyzja, którą podjęłam brzmiała – pierwsze spotkanie ,czysto organizacyjne, dowiem się, kto co umie itp. Nie wytrzymałam jednak jak zawsze z taką ubogą koncepcją i postanowiłam przytargać duża mapę świata, by móc pokazać dzieciom, w jak wielu krajach angielski jest językiem urzędowym. Na mapie też nie poprzestałam i przygotowałam kilka piosenek w różnych językach. Dzieci miały posłuchać i powiedzieć mi, kiedy słyszymy język angielski, a kiedy inny. Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze spokojna muzykę, która miała towarzyszyć naszym zajęciom i słodkie jabłuszka. Nie mogło się nie udać, byłam pewna, że będzie ok. Jednak, gdy zobaczyłam przerażone twarze dzieci zwątpiłam… Przyszła ich ósemka, ale cichutkie jak myszki i wpatrzone we mnie jak w ducha. Przez chwilę pomyślałam sobie… co ja tu w ogóle robię?! Przecież nie jestem jeszcze nawet w stanie powiedzieć im po armeńsku pełnym zdaniem, że miło mi ich poznać, bo łamię sobie język, a co dopiero uczyć ich czegoś… Na szczęście była to tylko jedna chwilka zwątpienia, która rozwiała się tuż po tym, jak dzieciaki uśmiały się, gdy zamiast „dzień dobry” powiedziałam im moim słynnym już zwyczajem „dobranoc”. ;) Potem stały się jeszcze śmielsze, gdy pytałam ich po armeńsku o imiona, wiek, siostry i braci. Okazało się, że one były po prostu przerażone tym, że nie znam ich języka. W sumie to się nie dziwie. :) Jakkolwiek, dołączyła do nas potem Mari, która robiła za naszego tłumacza. Okazało się, że większość dzieci zna już alfabet łaciński, bo mają już trzeci język obcy w szkole, np. francuski, czy niemiecki. Tylko dwoje dzieci nie zna, bo jako drugiego języka uczą się rosyjskiego… a to nie pomaga w tej kwestii. ^^
Do zajęć zostało tylko kilka godzin, a ja nie wiem, co mam robić. Decyzja, którą podjęłam brzmiała – pierwsze spotkanie ,czysto organizacyjne, dowiem się, kto co umie itp. Nie wytrzymałam jednak jak zawsze z taką ubogą koncepcją i postanowiłam przytargać duża mapę świata, by móc pokazać dzieciom, w jak wielu krajach angielski jest językiem urzędowym. Na mapie też nie poprzestałam i przygotowałam kilka piosenek w różnych językach. Dzieci miały posłuchać i powiedzieć mi, kiedy słyszymy język angielski, a kiedy inny. Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze spokojna muzykę, która miała towarzyszyć naszym zajęciom i słodkie jabłuszka. Nie mogło się nie udać, byłam pewna, że będzie ok. Jednak, gdy zobaczyłam przerażone twarze dzieci zwątpiłam… Przyszła ich ósemka, ale cichutkie jak myszki i wpatrzone we mnie jak w ducha. Przez chwilę pomyślałam sobie… co ja tu w ogóle robię?! Przecież nie jestem jeszcze nawet w stanie powiedzieć im po armeńsku pełnym zdaniem, że miło mi ich poznać, bo łamię sobie język, a co dopiero uczyć ich czegoś… Na szczęście była to tylko jedna chwilka zwątpienia, która rozwiała się tuż po tym, jak dzieciaki uśmiały się, gdy zamiast „dzień dobry” powiedziałam im moim słynnym już zwyczajem „dobranoc”. ;) Potem stały się jeszcze śmielsze, gdy pytałam ich po armeńsku o imiona, wiek, siostry i braci. Okazało się, że one były po prostu przerażone tym, że nie znam ich języka. W sumie to się nie dziwie. :) Jakkolwiek, dołączyła do nas potem Mari, która robiła za naszego tłumacza. Okazało się, że większość dzieci zna już alfabet łaciński, bo mają już trzeci język obcy w szkole, np. francuski, czy niemiecki. Tylko dwoje dzieci nie zna, bo jako drugiego języka uczą się rosyjskiego… a to nie pomaga w tej kwestii. ^^
Co do aktywności, które przygotowałam – to był strzał w
dziesiątkę! Dzieci dopadły się do mapy w poszukiwania krajów, które im
mówiłam, jakby to była co najmniej mapa skarbów. :) A muzyczny quiz sprawił,
że śmiały się do rozpuku, zwłaszcza jak na armeńską piosenkę wszystkie
krzyknęły „franseren” i zdały sobie sprawę ze swojej wtopy. :)
Ja jako osoba też im chyba przypadłam do
gustu. Zwłaszcza dzięki moim dwóm zabawnym połamanym tipsom, które ratowałam
przyklejając odłamki taśmą bezbarwną (bo bez taśmy były niebezpiecznie
zaostrzone^^)! Tak, wiem, że w tym momencie wszyscy moi znajomi zastanawiają
się, czy dobrze przeczytali i czy ja wspomniałam o TIPSACH. Tak, po raz
pierwszy w życiu miałam tipsy. Niestety dałam się ubłagać Armine, która chce
pracować jako manikiurzystka i pozwoliłam jej zrobić sobie to zło,
niepozwalające normalnie funkcjonować. Żałowałam już w momencie, gdy
zobaczyłam, co ona mi tworzy na paznokciu – trampek! A już prawdziwie wściekła
byłam, gdy 10 minut zapinałam sweter na guziki. Chwała Bogu, dzisiaj już ich
nie mam – pozbyłam się tego zaraz po powrocie do domu.
A o to jak wyglądały moje trampki.;)
Hahahah, tipsy. <333
OdpowiedzUsuńCzy franseren to francuski? :o
genialne trampki :D
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńpo linkach doszedłem tutaj, ale chyba na tym jednym przeczytaniu się nie skończy :)
Bardzo lubię poznawać w różnoraki sposób, a Armenia to region dla mnie zupełnie nieznany.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości i niesłabnącej inwencji :)
Pierwsze koty za płoty :)
OdpowiedzUsuńDzieciom pewnie tipsy przypadły do gustu :)