Ale zanim dotarłam do tego momentu mojego życia, gdy
leżałam sobie beztrosko w mieścince Goris, przeżywając przed snem jeszcze raz
to, co przeżyłam w ciągu dnia, to gdzieś w styczniu 2012 roku zdecydowałam, że
wyjeżdżam do Armenii. Oczywiście podejmowaniu tej decyzji towarzyszyły takie
emocje, że znalazłam w sobie mnóstwo siły, żeby przekopać Internet wzdłuż i
wszerz, chcąc nacieszyć oczy tym, co niedługo miało mi być dane zobaczyć. I
wtedy po raz pierwszy trafiłam na hasło „Tatev” i zobaczyłam zdjęcie pięknej
zamko-podobnej budowli, do której miała prowadzić najdłuższa kolejka linowa na
świecie. Jak się można łatwo domyślić, od razu postanowiłam, że kiedyś tam
pojadę.
Po przyjeździe do Armenii okazało się, ze Tatev to duma
narodowa. Jedno z popularnych imion to Tatevik, na cześć tego miejsca nazywa
się też szkoły, również w różnych piosenkach często można o nim usłyszeć. Tak
bardzo oczywiste dla mnie było to, że skoro już jestem w Armenii, to kiedyś tam
pojadę, że nie przejmowałam się zupełnie upływającym czasem. I raptem okazało
się, że wszyscy moi znajomi już tam byli i najwidoczniej będę skazana na
samotną podróż. Jednak jak już wiele razy miałam okazję się przekonać – nie dla
mnie jest przeznaczone samotne podróżowanie i jak zawsze w ostatniej chwili
znalazł się ktoś, kto chciał mi towarzyszyć. Vitalij – mój kompan, też jest
wolontariuszem w Erywaniu i pochodzi z Litwy. Poznaliśmy się w Tbilisi, na
szkoleniu OAT i od tamtej pory utrzymuję z nim i jego współlokatorami dość
częsty kontakt. :) Co prawda Vitalij tak jak wszyscy inni moi znajomi Tatev już
zdążył odwiedzić wcześniej, ale bardzo się ucieszył, gdy usłyszał o moich
autostopowych planach, bo ostatnio miasto zaczęło go przytłaczać. Także nie
pozostało nam nic innego jak zaplanować wypad. Z racji tego, że Tatev położony jest
na południu Armenii, a autostopowanie jest bardzo nieprzewidywalne,
postanowiliśmy, poświęcić na tą wycieczkę dwa dni. Nocleg załatwiliśmy sobie
fartem, u innych wolontariuszy w Goris, od którego Tatev oddalony jest jedynie
około 30km. Piszę fartem, bo jak się okazało na miejscu- Michał i Grzesiek
spędzali w Armenii już ostatnie dwa tygodnie swojego projektu.
Resztę opowiem Wam jutro, bo dzisiaj gościmy w organizacji przybyszy z Abchazji i nie mam zupełnie czasu, by dopisać resztę relacji. Także - do jutra!
Resztę opowiem Wam jutro, bo dzisiaj gościmy w organizacji przybyszy z Abchazji i nie mam zupełnie czasu, by dopisać resztę relacji. Także - do jutra!
Tatevik. <3
OdpowiedzUsuń:DDD