Do Armenii przyleciałam 3 września… Czyli zaraz po tym, jak w
Polsce skończył się sierpień – ostatni z dwóch wakacyjnych miesięcy… które
spędziłam na wyczekiwaniu słonecznych dni i marzeniu o kąpielach w naszych
mazurskich jeziorach… Jak nietrudno się domyślić tu czekało na mnie słońce
łatwo więc straciłam orientacje w czasie i przeżywałam upragnione
lato.
Kąpiel w Jeziorze Sevan,
wejście na Aragats, po którym z twarzy schodziła mi skóra – to niektóre z szaleństw, które
możliwe były dzięki wspaniałej pogodzie, rzadko ostatnio widywanej w mojej
północnej części Polski. Co więcej, gdy wyjeżdżałam z domu, żegnały mnie
ogórki, jeszcze niezbyt smaczne jabłka, ostatnie śliwki, a pomidorów w tym roku
prawie wcale w naszym ogrodzie nie było… tu natomiast raj! Owoców „skolka
udobna”, warzyw jeszcze więcej – atmosfera lata mnie nie opuszczała. Aż tu
nagle pewnego dnia Armine pyta się mnie, czy mogę z nią pojechać na
przedstawienie Gora, bo potrzebują kogoś do robienia zdjęć...
-„Robić zdjęcia? Mogę zawsze i wszędzie! Tylko co to za
przedstawienie?”
- „ Dzieci będą recytować wiersze o jesieni” – odpowiedziała
Armine
-„O jesieni? Jak to? Przecież mamy dopiero ... (chwila na
zastanowienie) PAŹDZIERNIK!” – zaczęłam z uśmiechem, a skończyłam ze zdziwioną
miną. Czas zleciał mi tak szybko – od poniedziałku do piątku praca, w weekendy
wycieczki.
Ciągle coś się działo, nie miałam czasu zastanawiać się jak teraz
wygląda moja rodzinna miejscowość. Czy już po wykopkach? Czy mama już ubiera
cieplejszy płaszcz? Słońce uderzyło mi do głowy, jeszcze trochę i przegapiłabym
Wszystkich Świętych, kto wie może i Mikołajki?
Na szczęście już się trochę
ochłodziło, czasami pokropi jakiś deszcz, a ja wracam do rytmu życia,
dyktowanego porami roku. Jesień zawsze była dla mnie znakiem, że czas brać się
za swój własny rozwój i pozbyć się letniej beztroski. Już przywykłam do
Armenii, już minęły dni kiedy wszystko było nowe i nieznane i nastały dni,
kiedy mam więcej pomysłów niż mogę zrealizować.
Na mój klubik angielskiego chce chodzić więcej dzieci niż
śmiałabym przypuszczać. Muszę stworzyć drugą grupę, bo dzieci mają różne
wymagania. Do tego klubik wyszywania 2 razy w tygodniu i kilku dorosłych, którzy
również chcą poznać podstawy angielskiego. Dużo pracy, dużo przygotowywania
materiałów. Ale w końcu po to nadchodzą dłuższe wieczory, żeby nie chciało się
wędrować po mieście. ;)
Urocze dzieciątka! Cieszę się, że nie tylko mi tak czas zasuwa :D
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przyznaję Ci wyróżnienie :)
OdpowiedzUsuńhttp://magnolia0joaskaphotography.blogspot.com/2012/11/wyroznienie-liebster-blog.html