Doskonale pamiętam jak uczyłam się jeździć rowerem „na
dwóch kółkach”. Miałam na oko ze 4lata i pierwsze próby podejmowałam na
rowerze, który mój starszy brat Daniel sam złożył ze starych części specjalnie
dla mnie na tą okazję. Nie urodziłam się od razu rowerzystą, dlatego też jedna
z moich pierwszych samodzielnych jazd dłuższych niż 1 minuta, zakończyła się
kąpielą w kałuży, bo okazało się, że pod taflą wody ukryta była dziura w
asfalcie. Był płacz, ale też śmiech i ochota na więcej rowerowych przygód.
Niedługo po tym śmigałam już razem z dzieciakami dookoła osiedla. A później
były już wyprawy poza miejscowość, sporadycznie jakieś rajdy, raz nawet
„wyścig” Polska – Rosja, który zapamiętam do końca życia, bo zderzyłam się z rosyjskim
radiowozem. ;)
Dlaczego robię dzisiaj taki dziwny wstęp? Bo chcę wam przekazać
kolejny fakt, dotyczący natury Ormian.
Wiecie już, że niektórzy z nich bardzo śmiecą, a dziś się dowiecie, że mało kto
z nich uprawia sport. Być może nie bywam w odpowiednich miejscach, bo jeszcze
ani razu nie widziałam tu osoby uprawiającej jogging, jednego normalnego
rowerzystę widziałam tylko raz pod miastem, a w Erywaniu rowery widuję tylko w
centrum, na placu przy Operze.
Jak sami widzicie, plac ten jest dosyć nietypowy, bo robi
za podniebną wypożyczalnie rowerów, hulajnóg itp. Wypożyczenie roweru na 10
min, by pojeździć po placu kosztuje 100dram, czyli niecałą złotówkę. Oferta jest tak atrakcyjna, że spotyka
się tu nie tylko dzieci, ale i dorosłe osoby uczące się jeździć. Czasami można
nawet spotkać zakochanych, którzy się wspólnie uczą –tak tylko wspominam,
jakbyście nie mieli pomysłu na randkę. :)
To, że jeżdżenie na rowerze nie cieszy się popularnością
świadczy również fakt, że mamy w Erywaniu tylko jedną ścieżkę rowerową, która…
została zrobiona niewiele ponad miesiąc temu. :)
Ej, a ta ścieżka naprawdę jest taka krzywa jak na profilu Armenii na fejsie? ;)
OdpowiedzUsuńI pozdro dla wypożyczalni rowerów na 10 minut. O_o
W niektórych miejscach. ^^
UsuńJestem zagorzałą rowerzystką! Nastała właśnie najgorsza dla mnie pora roku, kiedy nie mogę jeździć na rowerze (niskie temp., wiatr, itp., niektórym to nie przeszkadza, niestety nie moim nieodpornym na nic policzkom ;p). Za każdym razem, gdy wracam do mieszkania, spoglądam na rower, stoi na korytarzu, z rozrzewnieniem. Zatem z dużym zdziwieniem przeczytałam Twój wpis. Odmienność kultur? Może, ale jednak rower wydaje mi się tak powszechnym środkiem lokomocji ;) Taa, i też pamiętam swój pierwszy raz na 2 kółkach. Mój przyjaciel zapewniał mnie, że jest za mną, że mnie trzyma, a ja już mknęłam samodzielnie po podwórku :) (swoją drogą, dajesz mi ciekawą inspirację na temat posta, dziękuję :)). Się rozpisałam... Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńJa szczerzę mówiąc, miewałam czasami "ciche dni" z rowerem, ale ostatnio mi się za nim tęskni. :(
UsuńUwielbiam jezdzic na rowerze. W Irl w przeciwienstwie do Armenii jezdzi sie rowerem absolutnie wszedzie. Rower to jednen z podstawowych srodkow tranportu. Prosty, tani i szybki. PS jak sie zdecydujesz na pobyt w Irlandii zapraszam na kawe i oprowadzenie po miescie :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za zaproszenie! :))
UsuńCiekawe :) Nie sądziłam że istnieją dorośli nie potrafiący jeździć na rowerze :)
OdpowiedzUsuńIstnieją - np. moja mama. ;)))
UsuńDobra i jedna ścieżka - u nas w niektórych miastach nie ma nawet pół :))
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga moja droga! ;)
Usuń