wtorek, 27 listopada 2012

Autostopem do Tatev - wstęp.

Rzadko nie mogę opanować myśli przed snem. Najczęściej o wszystkim myślę świadomie, jednak raz na jakiś czas dopada mnie coś, co nazwałabym pokazem zdjęć, które udało się zrobić mojemu mózgowi, podczas jakiejś długo wykonywanej czynności. Pamiętam, jak raz przytrafiło mi się coś takiego kilka nocy z rzędu w podstawówce, gdy dzielnie wyszywałam pracę na konkurs. Nic innego przed snem wtedy nie oglądałam, jak kanwę i wyszywane wzory. A w nocy notorycznie śniło mi się że jestem w labiryncie i uciekam przed wściekłą, olbrzymich rozmiarów igłą z nitką. ^^ Innym razem nie mogłam zasnąć bo w głowie miałam irytujący obraz truskawki – akurat był sezon i przez pół dnia je zbierałam. Ale ostatnio, gdy mój umysł bez pytania o zgodę zaserwował mi pokaz zdjęciowy, to była to przyjemna sprawa – góry, góry, góry i piękny zachód słońca. Wszystko to, co oglądałam przez cały dzień. Wszystko to, co było tak piękne!



Ale zanim dotarłam do tego momentu mojego życia, gdy leżałam sobie beztrosko w mieścince Goris, przeżywając przed snem jeszcze raz to, co przeżyłam w ciągu dnia, to gdzieś w styczniu 2012 roku zdecydowałam, że wyjeżdżam do Armenii. Oczywiście podejmowaniu tej decyzji towarzyszyły takie emocje, że znalazłam w sobie mnóstwo siły, żeby przekopać Internet wzdłuż i wszerz, chcąc nacieszyć oczy tym, co niedługo miało mi być dane zobaczyć. I wtedy po raz pierwszy trafiłam na hasło „Tatev” i zobaczyłam zdjęcie pięknej zamko-podobnej budowli, do której miała prowadzić najdłuższa kolejka linowa na świecie. Jak się można łatwo domyślić, od razu postanowiłam, że kiedyś tam pojadę.

Po przyjeździe do Armenii okazało się, ze Tatev to duma narodowa. Jedno z popularnych imion to Tatevik, na cześć tego miejsca nazywa się też szkoły, również w różnych piosenkach często można o nim usłyszeć. Tak bardzo oczywiste dla mnie było to, że skoro już jestem w Armenii, to kiedyś tam pojadę, że nie przejmowałam się zupełnie upływającym czasem. I raptem okazało się, że wszyscy moi znajomi już tam byli i najwidoczniej będę skazana na samotną podróż. Jednak jak już wiele razy miałam okazję się przekonać – nie dla mnie jest przeznaczone samotne podróżowanie i jak zawsze w ostatniej chwili znalazł się ktoś, kto chciał mi towarzyszyć. Vitalij – mój kompan, też jest wolontariuszem w Erywaniu i pochodzi z Litwy. Poznaliśmy się w Tbilisi, na szkoleniu OAT i od tamtej pory utrzymuję z nim i jego współlokatorami dość częsty kontakt. :) Co prawda Vitalij tak jak wszyscy inni moi znajomi Tatev już zdążył odwiedzić wcześniej, ale bardzo się ucieszył, gdy usłyszał o moich autostopowych planach, bo ostatnio miasto zaczęło go przytłaczać. Także nie pozostało nam nic innego jak zaplanować wypad. Z racji tego, że Tatev położony jest na południu Armenii, a autostopowanie jest bardzo nieprzewidywalne, postanowiliśmy, poświęcić na tą wycieczkę dwa dni. Nocleg załatwiliśmy sobie fartem, u innych wolontariuszy w Goris, od którego Tatev oddalony jest jedynie około 30km. Piszę fartem, bo jak się okazało na miejscu- Michał i Grzesiek spędzali w Armenii już ostatnie dwa tygodnie swojego projektu.

Resztę opowiem Wam jutro, bo dzisiaj gościmy w organizacji przybyszy z Abchazji i nie mam zupełnie czasu, by dopisać resztę relacji. Także - do jutra!


1 komentarz:

.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...