Zatem w czwartek po raz pierwszy spotkałam się z moją mentorką - 20 letnią Haykuhi. :) Najpierw po południu H. pokazała mi centrum miasta wraz z największymi atrakcjami i cennymi wskazówkami, np. gdzie są przyzwoite toalety. :) Pożegnałyśmy się po około 2 godzinach spacerowania, bo H. spieszyła się na wykłady, ale umówiłyśmy się na wieczór. :) Gdy spotkałyśmy się wieczorem Haykuhi miała dla mnie niespodziankę - przejażdżkę turystycznym piętrusem.
Okazało się, ze H. pracuje w firmie, która się zajmuje takim zwiedzaniem Erewania, więc cała ta przyjemność nic mnie nie kosztowała. :) Zajęłyśmy oczywiście miejsce na górze, dzięki czemu mogłam dobrze obserwować ruch uliczny. Niestety nie udało mi się zrobić wielu dobrych zdjęć, bo szybko się ściemniło.
Wrzesień już... w Erywaniu widocznie też nadszedł czas wykopek. :)
Ten "hydrauliczny" motyw bardzo mi się spodobał. :)
I jeśli kiedykolwiek ktoś wam powiedział, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu ( czy też Mrągowa) to niestety, ale Was okłamał. Tu wszystkie drogi prowadzą do Araratu. ^^
To zdjęcie,które zrobiłyśmy sobie na zakończenie trasy - ja jestem w środku, H. po prawej, a z lewej strony (blondynka) to koleżanka H. z pracy, również bardzo sympatyczna. :))
A teraz małe wtrącenie. :) W związku z tym, że dzisiaj mija tydzień odkąd jestem w Armenii, chcę tu wspomnieć o dwóch sprawach. :)
Pierwsza to mój wielki sukces! Otóż, w zeszłą środę dokonałam wielkiego czynu. :) Robiłam zakupy i chciałam wybrać jak najtańszy sok. Ceny różniły się w zależności od tego, z jakiego owocu jest on zrobiony. Niestety na cenach były tylko armeńskie napisy, więc miałam wielki kłopot. W ciemno obstawiłam, że najtańszy będzie sok z jabłek, ale dla pewności postanowiłam spróbować coś przeczytać. I udało mi się! Przy najniższej cenie rozszyfrowałam słowo "bal", co oznacza "wiśnia"! Byłam taka szczęśliwa, że już połowe wypiłam w drodze do domu. :)
Druga sprawa, to moje wielkie zaskoczenie... Wybierałam się dzisiaj na zakupy ( nic wielkiego, tylko artykuły spożywcze, bo lodówka po powrocie z Gyumri świeciła pustkami) i potrzebowałam wyjąć portfel z mojej torby na aparat... Podniosłam ją, a tam - SKORPION! Najprawdziwszy w świecie! ^^ Strasznie się wystraszyłam, ale był taki dziwny, że wyglądał na martwego. Zrobiłam mu więc zdjęcie, dla upamiętnienia faktu i ruszyłam do sklepu. Cały czas myślałam o tym, jak ten skorpion w ogóle się znalazł w naszym mieszkaniu ( na 2 piętrze!) i jak to dobrze, ze mój aparat jest na tyle ciężki, żeby zabić skorpiona swoim ciężarem.^^ Niestety po powrocie okazało się, że skorpion znikł, a co oznacza, ze był żywy i gdzieś sobie poszedł. Byłam poważnie przerażona! Nawet czytanie w internecie o ich niewielkiej szkodliwości nie pomogło i ze stresu zjadłam cały zapas słodyczy. ^^ Jednak, gdy już się trochę oswoiłam z tym faktem, to postanowiłam podzielić się wiadomością z Vladimirem - właścicielem naszego mieszkania,. I było to dobre posunięcie! Vladimir, gdy tylko o tym usłyszał, poleciał do nas i znalazł tego małego drania pod moją torbą na laptopa. ^^ Szkodnik został unieszkodliwiony, ale i tak wciąż pozostaje zagadką to, jak on się tu znalazł.
A o to i sprawca zamieszania (podczas udawania martwego^^).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz