Pewnego dnia na przystanku autobusowym, mocno zirytowana tym, że wciąż nie przyjeżdża moja marshrutka rzuciłam po rosyjsku przed siebie pytanie " jaki numer jedzie do centrum?" i... I zostałam zalana potokiem rosyjskich słów. Zakłopotana, bo nie za bardzo dało się z tej przekrzykiwanki cokolwiek zrozumieć, zrobiłam głupią minę i czekałam dalej na zbawienie. Nagle jedno do mnie podeszło. Na oko gdzieś 20 lat, płci żeńskiej. Zbawienie mówiło doskonale po angielsku i nie poprzestało na wymienieniu numerów marshrutek, ale chciało dowiedzieć się czegoś więcej o mnie.
" Wow! Fajnie, że jesteś wolontariuszką i spędzasz rok zagranicą, to świetne doświadczenie, ja sama byłam rok w USA"
"Z rodziną na emigracji?" - spytałam nauczona, że tu praktycznie każdy ma kogoś gdzieś na emigracji.
"Nie, sama, bez rodziców, uczyłam się tam."- odpowiedziało uśmiechnięte zbawienie.
Na dłuższy dialog nie starczyło czasu, bo przybyła już moja marshrutka. Dziwna wydała mi się historia tej dziewczyny i wymyślałam po drodze mnóstwo powodów, dla których mogła żyć przez rok w USA. Niestety żaden nie był właściwy. O właściwym dowiedziałam się następnego dnia od Shoushanny, mojej "przełożonej".
"Dzisiaj kończę pracę szybciej, bo robię prezentację w swoim mieście na temat FLEX"- rzuciła już na początku naszego pracowitego dnia.
"W porządku, ale co to FLEX?"
" To taki program, dzięki któremu, co roku wyjeżdża do USA kilkanaście uczniów szkół średnich i spędzają tam rok czasu. Ja też brałam udział, mieszkałam w New Jersey".
Bum! I nagle się wyjaśniła zagadka płynnego angielskiego Shoushanny, Zbawienia i wielu, wielu innych osób, które poznałam, bo jak się okazuje, FLEXa ( tak się sami nazywają:) ) można tu spotkać na każdym kroku. Ja sama znam już 13 dziewczyn, które brały udział w tym programie.
Pomoc USA dla Armenii, która niegdyś była częścią ZSRR jest tu bardzo widoczna.
Oprócz FLEXa, jest też roczny program dla studentów i kilka opcji stażu za oceanem. Ponadto praktycznie każde biuro jest tu wyposażone w meble, komputery, drukarki z naklejką "USaid".
Dlatego, jeśli kiedyś będziecie w Armenii i jakiś kilkunastoletni tubylec oszołomi was swoim angielskim, to nie popadajcie w kompleksy, że wy się uczycie już któryś rok i o ile wszystko rozumiecie, to gdy macie coś powiedzieć napotykacie trudność w doborze słów.
Prawdopodobnie, gdyby nie wyjazd do USA wiele z tych osób nie umiałoby się nawet przedstawić, bo w tutejszych szkołach angielski wciąż jest wypierany przez rosyjski. Poza FLEXami udało mi się do tej pory poznać może ze 4 osoby, które nie uczyły się angielskiego w stanach. Część miała "to szczęście", a część jako drugiego języka obcego uczyli się tylko rosyjskiego.
Pozdro, że Ormianie mimo FLEX-a i całej reszty wciąż uwielbiają Rosję. :D
OdpowiedzUsuńI pozdro dla ciebie, że piszesz "marshrutka" zamiast "marszrutka". Też się wybierasz na roczny staż do USA i się już wczuwasz? ;p