wtorek, 30 października 2012

Nasze cztery ściany.

Mieszkanie dla wolontariuszy zapewnia organizacja goszcząca. To ona jest odpowiedzialna, za jego znalezienie i dokonywanie opłat. Wolontariusze zatem nie mają dużo do powiedzenia, pozostaje im po prostu przyjechać i zamieszkać. Na nieszczęście Martina, który do Armenii przyjechał miesiąc przede mną, nasza organizacja do specjalistów w dziedzinie wynajmowania mieszkań nie należy. Co prawda lokalizacje wybrali nam świetną – jedna z głównych ulic Erywania, 10 min od centrum, ale na wyposażenie mieszkania nikt nie zwrócił uwagi. I tym sposobem biedny Martin sam musiał się troszczyć o szklanki, talerze, sztućce, pościel itp. Nie było niczego oprócz mebli, telewizora, kuchenki i zatrzęsienia mrówek. Wszystko kupił sam na miejscu za swoje pieniądze, wściekły, że nikt go nie poinformował wcześniej, bo połowę rzeczy mógłby przywieźć ze sobą, a nie tracić pieniądze. Ja też nie miałam żadnych informacji na temat stanu mieszkania ( do głowy by mi nie przyszło, że organizacja może wpuścić ludzi, którzy nie są w swoim kraju, do pustego mieszkania i kazać sobie radzić samym), więc też musiałam kupić trochę rzeczy...  


 Ogólnie mieszkanie nie było złe. Co prawda nie mieliśmy odkurzacza i pralki, a lodówka nie zawsze się zamykała, ale dało się znieść. Jednak największą wadą była masa różnych żuków, mrówek i owadów (raz nawet skorpion nas odwiedził) oraz to, że tylko jeden pokój był oddzielny, bo w drugim była kuchnia i wchodziło się z niego do drugiego pokoju. 
Jadalnio-sypialnio-kuchnio-korytarz.
Mój pokój, który miał być mój tylko co drugi miesiąc, bo umówiliśmy się z Martinem, że będziemy się wymieniać. ^^
Szałowe łoże z szałową pościelą w spiderman’y i batman’y. Kolorowe sny gwarantowane!
Patelnia i cudowny czajnik, w którym wodę na herbatę udawało mi się zagotować raz na kilkadziesiąt razy, bo przez to, że nic nie gwizdało, zapominałam o nim i woda się wygotowywała. Jednego dnia nawet 6 razy… Za siódmym poszłam po sok do sklepu. Mieliśmy też garnek - wszystko wybłagane przez Martina u sąsiadów.
 Wiadomo, że w takich warunkach mieszkanie dziewczyny z chłopakiem jest trochę niekomfortowe, ale inni zdawali się o to nie dbać. Na szczęście w nieszczęściu, nasz gospodarz, który mieszkał tuż pod nami z rodziną i który na początku był bardzo sympatyczny okazał się być zupełnie innym człowiekiem. Nie za bardzo rozumiał, gdzie są granice naszej prywatności i nachodził nas, co powodowało, że nie czułam się tam bezpiecznie. Ten argument sprawił, że organizacja zaczęła rozglądać się dla nas za innym mieszkaniem. Problemem jednak okazało się to, że nikt nie podpisał z facetem umowy, a zapłacono mu całą sumę za wynajem z góry. Oczywiście facet niezwłocznie wszystko wydał i postawił warunek, ze może spłacać pieniądze, ale w comiesięcznych ratach. Gdyby nie fakt, że znajoma  naszej prezes organizacji szukała lokatorów bylibyśmy w tarapatach, bo w Erywaniu za wynajem trzeba płacić wszystko z góry i marne byłyby szanse, że ktoś zgodziłby się na płacenie co miesiąc.

Widok z mojego okna:
Widok z okna jadalnio-sypialnio-kuchnio-korytarza na naszą werandę

Okolica była fajna, w sumie większość to domki wielorodzinne z werandami i winogronami – my też taką mieliśmy, moje ulubione miejsce na popołudniową drzemkę i śniadanie. ;) No ale cóż, nie samą werandą człowiek żyje.:) Cieszę się, że się przeprowadziliśmy. Teraz mieszkamy z ormiańską rodziną z dwójką dzieci – Narek 1,5 roku i Gor 7 lat. Armine – tak na imię mamie- entuzjastycznie podeszła do wspólnego zamieszkania, najbardziej podobało jej się to, że ma okazję uczyć się angielskiego i… ze będzie miała komu podrzucać najmłodszego syna. Była strasznie zdziwiona, gdy jej oznajmiłam, że owszem, przyjechałam tu dla dzieci, ale po pracy chcę zwiedzać miasto, uczyć się i  że naprawdę nie pasuje mi spędzanie soboty pilnując małego ( zwłaszcza, że ona w tym czasie chciała po prostu odwiedzić znajomą na drugim końcu miasta, a mały nie nosi pampersów, z czym już zupełnie bym sobie nie poradziła...^^). 
W Armenii wiele osób nie rozumie pojęcia wolontariatu – albo uważają, że jesteś stuknięty, bo chcesz pracować bez pieniędzy, albo bardzo im się ta idea podoba i będą próbować wykorzystać twój zapał również dla siebie. Czasami ciężko jest mi nie ulec ich pomysłom. No ale można to im wybaczyć. :)

Oprócz tego, że Armine jako najstarsza osoba w domu (37l.) we wszystko próbuje się wtrącać – „Martin nie pierz tych wszystkich rzeczy razem!”, „Dajana nie dodawaj tyle przypraw!” „Nalej więcej płynu” i wszędzie wchodzi bez pytania, to jest sympatyczną kobietą, z którą mam okazję ćwiczyć rosyjski. :) Gdyby tylko nie pukała co ranek krzycząc " Bari lujis!" w okno, które jest pomiędzy moim a jej pokojem… ^^
Mały podglądywacz Narek. ;) Bardzo radosny z niego maluch. :)
Teraźniejsze mieszkanie oddalone jest około 10 min. Piechotą od naszej pracy i znajduje się w bloku przy dość ruchliwej ulicy. Rekompensuje mi to jednak fakt, że mam blisko do parku, z którego widać Ararat, a z mojego okna przy dobrej widoczności również mogę podziwiać góry. :) No i oczywiście nigdzie nie nauczę się tyle o kulturze i zwyczajach Ormian, jak mieszkając z nimi nie tylko w jednym kraju, ale i mieszkaniu. ;))

Mój obecny pokój. 

Okno do pokoju obok jest cokolwiek irytujące, ale i tak mam lepiej niż Martin, który wylądował w pokoju, w którym jest tylko okno do kuchni. Co wiąże się z tym, że mieszka w ciemnej norze i nie rzadko goście Armine przeszkadzają mu w życiu... ^^

6 komentarzy:

  1. Czemu niektóre bloki mają czarne dziury zamiast okien?
    PS. Wiesz, że kocham to okno. <333
    :DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo tam nie ma szyb moja droga...
    I światło nie ma się o czego odbijać. No ale to tylko moje przypuszczenie, bo nigdy nie zwróciłam na to uwagi. ^^ Nie zdziwiłabym się jednak, bo sporo tu opuszczonych mieszkań, nawet w blokach.

    OdpowiedzUsuń
  3. o właśnie, mieszkanie z tubylcami musi Cię naprawdę wiele nauczyć :)
    a co do starego mieszkania, to organizacja bardzo źle postąpiła... na pewno bym z nimi sobie pogadała na ten temat, bo swoją drogą to mieliście przywieźc ze sobą pół domu ;x
    Buziaki z Wrocławia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety nic im nie powiedziałam, o swoim niezadowoleniu, bo były to same początki mojego pobytu tutaj i nie czułam się jeszcze pewnie. Dzisiaj za to już nie czuję oporów. :)

      Usuń
  4. Jezusiczku! Twoja historia mrozi krew w żyłach - podziwiam Twoją odwagę, zapał i asertywność! Taki wolontariat to niezła szkoła życia i bezcenne doświadczenie.
    Pełen szacuk Dajanko!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za przygoda. Będziesz miała co wspominać. Ciesz się mimo wszystko tym co tu i teraz, bo być może za parę lat nie będziesz w stanie zmusić się do takich poświęceń :)

    OdpowiedzUsuń

.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...