Niestety, po wielu wspaniałych słonecznych dniach do Armenii również zawitała jesień. Objawia się to głównie tym, że Ormianie noszą grube swetry przy temperaturze 17-20°C i patrzą na mnie dziwnie, gdy czasem zdarzy mi się jeszcze ubrać sandały.^^ Ostatnio nawet moja współpracownica zapytała się mnie, czy w Polsce apteki w ogóle jakoś prosperują, bo jeśli każdy ma taką odporność jak ja to ona szczerze w to wątpi... Hmm.. Nie chce mi się już powtarzać, że przez ostatnie dwa wakacyjne miesiące w Polsce, byłam niezmiernie szczęśliwa, gdy słońce wyszło zza chmury chociaż na chwilkę i że taka temperatura, jaką mamy teraz to dla mnie naprawdę nie powód do chodzenia w polarze. ^^
No cóż, ale tak jak w tytule "w Armenii jesień..." więc fasola już spada z dziwacznych drzew...
A ja muszę się przyzwyczaić do zadziwiania ludzi swoim ubiorem, albo polubić pocenie się w swetrzysku... :)
Haha, a co powiesz na taki widoczek w metrze - kobieta ubrana w golf i puchową kurtkę, do tego legginsy i... baleriny na gołe stopy. :D Dodam, że było 10 stopni. ;)
OdpowiedzUsuńCzy to przypadkiem nie jest popularna "viagra" ?:D
OdpowiedzUsuńDodam Twojego bloga gdzieś u siebie, mam nadzieję, że dzieki temu przybędzie dużo kartek z Ameryki i innych państw!
Życzę jeszcze więcej mocy niż od Ciebie bije :)
Pozdrawiam :)
Chyba wolałabym polubić dziwne spojrzenia :-)
OdpowiedzUsuńFasola wygląda rewelacyjnie!