Polka i Holender w Gruzji:) |
Oats natomiast, to po angielsku owies. Ten sam, z którego
robi się płatki owsiane, z których to robi się… cudowną owsiankę! :D I nasz OAT
właśnie można porównać do gotowej owsianki. Wolontariusze to płatki owsiane, a
nasze trenerki – dwie wesołe Ormianki Anahit i Lilit to wrząca woda, która
sprawiła, że staliśmy się gotowi do spożycia przez społeczeństwo, w którym
odbywamy EVS. Same płatki również da się zjeść, ale nie jest to chyba aż tak
przyjemne jak owsianka. :)
Oczywiście, istnieją też na świecie tacy
ludzie, którzy nie przepadają za tym wyśmienitym daniem, dlatego też niektóre
osoby przez całe 4 dni bardzo się nudziły, ale na szczęście ja do nich nie
należałam. Moim zdaniem, OAT był świetnym wydarzeniem w moim wolontariackim
życiu, dużo się dowiedziałam i wróciłam z jeszcze ciekawszymi pomysłami, niż te
które miałam przed wyjazdem. Poznałam mnóstwo fajnych ludzi, dzięki czemu, wiem
już u kogo się zatrzymam podczas następnej wycieczki do Gruzji i oczywiście
znam już też innych erywańskich wolontariuszy, z którymi od spotkania w Tbilisi
widzieliśmy się już wiele razy. ;)
Prace w grupach. :)
Odgrywanie scenki w marshrutce - szalony Vitalij jako szalony kierowca. ;D
Jedynym smutnym faktem było to, że szkolenia pochłaniały nam całe dnie, od rana do wieczora, więc na zwiedzanie miasta przez większość dni nie mieliśmy czasu. Oczywiście odbywało się nocne zwiedzanie barów, bo wszyscy chcieli się zintegrować najmocniej, jak się da. ^^ Szczęśliwie dla nas, organizatorzy przewidzieli też grę terenową, która polegała na błąkaniu się po mieście wypełniając zadania. :)Ostatnim zadaniem było znalezienie restauracji, w której przygotowano dla nas Suprę –typową gruzińską ucztę! :)
Jedynym smutnym faktem było to, że szkolenia pochłaniały nam całe dnie, od rana do wieczora, więc na zwiedzanie miasta przez większość dni nie mieliśmy czasu. Oczywiście odbywało się nocne zwiedzanie barów, bo wszyscy chcieli się zintegrować najmocniej, jak się da. ^^ Szczęśliwie dla nas, organizatorzy przewidzieli też grę terenową, która polegała na błąkaniu się po mieście wypełniając zadania. :)Ostatnim zadaniem było znalezienie restauracji, w której przygotowano dla nas Suprę –typową gruzińską ucztę! :)
Niektóre zadania gry terenowej wymagały rozmów z tubylcami. :)
Inne wymagały kupienia czegoś za 10lari (ok 20zł) na pchlim targu na Suchym Moście. ;)))
My kupiliśmy stary paszport i bilet wojenny, cokolwiek to znaczy. :)
Tematy, które poruszaliśmy podczas OAT to między innymi: różne metody uczenia się, radzenie sobie z konfliktami, nasze prawa i obowiązki organizacji goszczącej, pogadanki na temat różnic kulturalnych itp. itd. a to wszystko "ubrane" m.in. w robienie plakatów,malowanie, wycinanie i śpiewanie piosenek. :)
Najwięcej osób odbywało wolontariat w Gruzji, następnie sporą grupą byli wolontariusze w Armenii (chyba 10 osób), a najmniej osób na szkoleniu było z Azerbejdżanu - tylko jeden chłopak pochodzący z Niemiec.
:)
Hej, a kto zabrał paszport i bilet wojenny (to chyba coś na kształ książeczki wojskowej?) do domu? xD
OdpowiedzUsuńNiesamowite masz przygody. Jestem pod nieustającym wrażeniem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW. paszport zabrał Martin, a bilet inna wolontariuszka, bo doszło do nieporozumienia. Zadanie było tak sformułowane, że myśleliśmy, że dostaniemy zwrot pieniędzy za to, ale okazało się inaczej. ^^ A że na pchlim targu oni za to zapłacili, to stwierdzili, że wezmą do domu na pamiątkę. ;))
OdpowiedzUsuńFotograsia - baaardzo mi miło. ;))