Na stanowiskach najwięcej było słodyczy i … alkoholów!
Mołdawskie wina, Ryski Czarny Balsam (który kiedyś też gościł w moim domu, za sprawą
wymiany polsko-łotewskiej, w której brałam udział), armeński koniak i… gwiazda
wieczoru – ukraiński samogon! Cwane Ukrainki nic nikomu nie mówiły, jaką mają
broń, tylko każdemu nalewały i kazały pić pod groźbą obrażenia się. Żałujcie,
że nie widzieliście miny Martina, jak przechylił prawie pełen średniej
wielkości kubeczek plastikowy, będąc pewnym, że pije wino. Jego norweskie
gardło było w lekkim szoku. ;))
Estończyk Madis (którego estońskie nazwisko brzmi KASK^^) i
Estonka Kadri, z którą dzieliłam hotelowy pokój, a za nimi w tle stanowisko
gruzińskie. :)
Dużym zainteresowaniem cieszyło się też stanowisko litewskie,
bo nasi wschodni sąsiedzi przywieźli ze sobą… mięso. Smaczne pieczone mięsko.
^^ ;) Ja tam jednak większość czasu spędziłam przy stanowisku sąsiadów z
zachodu, bo… kochani Niemcy przywieźli ze sobą kulki marcepanowe i czekolady
Ritter Sport! <33 ;)
Wieczór trwał około 4 godzin, ale nogi mnie tak bolały,
jakbym balowała z nimi całą noc. Wszystko przez to, że było dużo tańczenia. :) Fajna sytuacja wyszła
podczas tańca do ukraińskiej piosenki „Tyz mene pidmanula”, gdy okazało się, ze
oprócz Ukrainek tekst znam też ja. Dziewczyny były mocno zdziwione i nie
omieszkały mnie zapytać, dlaczego też umiem śpiewać tą piosenkę. A jeszcze
bardziej były zdziwione, gdy opowiedziałam im o mniejszości ukraińskiej, która
żyje w mojej rodzinnej okolicy. Nie miały pojęcia, że gdzieś poza Ukrainą też
pielęgnuje się ukraińskie tradycje. ;) W dziedzinie „piosenki nowoczesnej”
Ukrainę reprezentowała „Jamayka„ którą też znałam, ale dzięki mojej przyjaciółce
Wandzie, która spędziła miesiąc w tym kraju i zapałała tam miłością do tego zespołu. :)Także bardzo
przypadłam Ukrainką do gustu, tak bardzo, że częstowały mnie swoimi specjałami
jeszcze bardziej, niż Martina… :)
Zawiązałam też znajomość z Victorem z Mołdawii, który obiecał mi przesłać
pocztówkę, do mojej kolekcji. Ponadto, ku mojemu zdziwieniu dowiedziałam się, że
w Mołdawii używa się języka rumuńskiego – no cóż, wieczorki multikulturowe
kształcą.
5 minut tylko dla roztańczonego Martina.;)
Po zabawach w multikulturowym hotelowym towarzystwie,
udaliśmy się do miasta, by poszukać tam kogoś spoza naszego stałego kółka i
poznaliśmy – kilku amerykanów, z którymi do godziny 7 rano śpiewaliśmy piosenki
przy akompaniamencie gitary i harmonijki. :)
Także miałam okazję podziwiać Tbilisi o wschodzie słońca i miałam nawet siłę,
by zrobić jakieś dwa nieudane zdjęcia, którymi chętnie się z wami podzielę. :))
Dużo na nich widać, no nie? :D
Pozdro dla Kaska! :DDDDD
OdpowiedzUsuńSamogon <3 Pidmanula <3 5'nizza <3
i... Ritter Sport <333
:DDD
PS. Czemu wybierać "Jamajkę", kiedy można wybrać "Ja ne toj"? O_o
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=ONuO6VGbsvQ
Kapitalne są takie wieczorki :) Okazja to wypróbowania nowych smaków i oczywiście poznania ludzi... Super.
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie zapomnę jak siedziałam przy stole z różnymi ludźmi i nasz kolega z Moskwy pił "drinka" w postaci wódki z cytryną (!). Znajomy Belg postanowił skosztować.. i prawie umarł po jed(y)nym łyku ;)
Pozdrawiam
Hej Dajano,
OdpowiedzUsuńDzięki za udział w konkursie na moim blogu, Twój komentarz był najlepszy ze wszystkich, więc zdecydowanie należy Ci sie książka;). Problem jest tylko jeden- wydawnictwo niechętnie wysyła za granice Polski, czy jest możliwość wysyłki na Twój adres w PL, a później najwyżej ktoś z domowników przesłałby Ci książkę do Armenii? Skontaktuj się ze mną proszę na uleczqa@wp.pl