poniedziałek, 22 lipca 2013

Tbilisi. Tu na piwo, tam na kawę, a tam na noc, czyli bary,kawiarnie i hostele/hotele.

Dziś pokrótce o tym, gdzie się można w Tbilisi wybrać na pogaduchy, potańcówki, tudzież inną rozrywkę. :)

Na pierwszym miejscu najbardziej lubiany przez moich znajomych Canudos Ethnic Bar. 
Znajduje się on przy ulicy Elbakidze N-2  na placu Samaia (Elbaqidze Str.N-2/ Samaya Square). Można powiedzieć, że jest on nieźle ukryty, znajduje się tuż przy tunelu, a na przeciwko wejścia jest fontanna. Bar dysponuje czymś w rodzaju ogródka piwnego, a oprócz złocistego napoju i alkoholi innej maści można w nim też przegryźć co nieco. Często też klienci przynoszą słynną czaczę i częstują nią innych przybyszów.  Jest to świetne miejsce nie tylko do picia "na siedząco" ale również do tańczenia, choć co niektórym może być tam za ciasno. Canudos jest popularny głównie wśród obcokrajowców, a zwłaszcza wśród EVS'owców. :)

wtorek, 21 maja 2013

Gruzja odrobinkę praktycznie - transport.

Choć do dużych państw Gruzja nie należy, to i tak na piesze przemierzanie tego (górzystego!) kraju decyduje się raczej niewiele osób, jeżeli w ogóle ktoś się decyduje. Dlatego też dzisiaj przybywam z informacjami na temat tego, czym, jak i za ile w Gruzji można się poruszać. :) Kolejność alfabetyczna. :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Chaczapuri i chinkali,czyli jak Dajana i Martin w Gruzji przetrwali. :)

Jak nietrudno się domyślić, budżet wolontariuszy bywa nieco ograniczony.A już  zwłaszcza, gdy wizytę w Gruzji odbywa się pod koniec miesiąca... wtedy trzeba się skrobać i kombinować. Gruzja jest jednak krajem łaskawym dla pusto-portfelowców, i choć ceny są tam wyższe niż w Armenii, to nie trzeba wydawać majątku żeby przeżyć. Oto kilka pomysłów na to, co można wrzucić na ząb.

piątek, 26 kwietnia 2013

Gruzja - à la poradnik turysty. cz.2 :)


Dzisiaj przyszedł czas na dalszą część tego, co zaczęłam ostatnio, czyli "Gruzji odrobinkę praktycznie". :)

4. Nie taki Gruzin straszny...
 Nie wiem jak Wam, ale mnie niestety Gruzja od małego kojarzyła się z krajem przestępców i ogólnym szeroko pojętym niebezpieczeństwem. Po raz pierwszy jako kilkulatka usłyszałam o niej za sprawą Grigorija z "Czterech pancernych". Choć Grigorij był swój chłop i o Gruzji mówił dobrze, to jednak serial był o wojnie i skojarzenia zostały...

środa, 24 kwietnia 2013

Gruzja odrobinkę praktycznie, czyli jak udało mi się przetrwać. Cz.1

http://highlander.ge/about-georgia/

Hej! 
Częstuję Was dzisiaj notką, a dokładnie jedną z trzech części, którą pozwoliłam sobie podzielić na punkty, by łatwiej się po niej „poruszało” potencjalnym gościom Gruzji (a tych w związku z tanimi lotami do Kutaisi ostatnio przybywa :) ).

 



piątek, 12 kwietnia 2013

Wołanie z Kurdystanu - Uśmiech za jedno "spas"

Halo, halo! Z tej strony feniks. ;)

Dzisiaj dość nietypowo ( a może i typowo, bo w tematyce "uszczęśliwiamy dzieci":)).
Zacznę od tego, że w marcu (tego roku) w Erywaniu, poznałam Olgę ( z Roszkiem) i Andrzeja - parę przesympatycznych, mocno kolorowych ludzi, którzy przez jakiś czas byli couchsurferami mojego znajomego Bartka. Widziałam się z nimi zaledwie kilka razy, ale nie okłamię was twierdząc, że wywarli na mnie duże wrażenie i zainspirowali mnie do pewnych działań. Gdyby moje losy potoczyły się trochę inaczej, może dzisiaj nie pisałabym tego postu w sprawie znajomych, a w sprawie "naszej", ponieważ wysoce prawdopodobne jest, że przyciągana m.in. pozytywną energią tej dwójki wybrałabym się z nimi realizować projekt "Uśmiech dla dzieci z Kurdystanu". Tak, tak, tak. Olga , Andrzej oraz kilku innych wolontariuszy angażują się teraz w pomoc dzieciom, przebywającym w obozie dla uchodźców z Syrii. Niestety dopadły ich problemy finansowe i szukają wsparcia. Więcej informacji można znaleźć tutaj, a znowu tutaj, można dołączyć do wydarzenia na facebooku. ;) Brakuje już niecałe 2 000 zł!

Damy radę? TAK! DAMY RADĘ!!!! :)
Oni są naprawdę cudowni!!! :))))))))

O akcji jest już głośno w mediach, pisano już o niej nawet w wyborczej ( i tu pozdrawiam Wandę, stałą czytelniczkę :))

wtorek, 9 kwietnia 2013

Tbilisi - Mid-term training dla wolontariuszy EVS oraz Georgian National Museum

Po zdecydowanie za długiej przerwie w blogowaniu, wreszcie udało mi się zebrać do kupy i wygrzebać z mojej pamięci co nieco jeszcze o grudniowej (!) wizycie w stolicy Gruzji. :) Mam nadzieję, że nie spisaliście mnie już na straty, bo zamierzam powstać jak feniks z popiołów. :) Miłej (choć krótkiej)  lektury!


czwartek, 14 lutego 2013

Ogłoszenie! ;)

Wszystkich, którzy wzięli udział w projekcie "Pocztówkowa Mapa Świata" proszę o wpisanie w komentarzu swojego adresu ( komentarze będą widoczne tylko dla mnie) - tym razem my będziemy rozsyłać uśmiechy! ;))))

piątek, 8 lutego 2013

Kutaisi - Tbilisi. Challenge accepted!

Wielu rzeczy z ostatniego pobytu w Gruzji już nie pamiętam, bo dawno temu to się działo. Jedno mi chyba tylko na zawsze zostanie w głowie - szalony kierowca, z którym ja i Martin mieliśmy okazję jechać autostopem. Na początku łapania stopa trochę się zdołowaliśmy, bo przez prawie godzinę nic się nie zatrzymywało,a chcieliśmy dojechać do Tbilisi przed zmrokiem. Jednak jak już nam się udało złapać auto, to nadrobiliśmy stracony czas w mgnieniu oka... Facet pruł nieprzerwanie 120km/h i więcej. Nie włączał kierunkowskazów,wpychał się ciągle na trzeciego i co chwilę odbierał telefon. Nawet ja- znany śpioch- nie byłam w stanie zasnąć w takich warunkach - bałam się zwyczajnie, że już się nie obudzę. ^^ A biedaczek Martin siedział z przodu...

czwartek, 17 stycznia 2013

Sataplia Nature Reserve - spotkanie z dinozaurami.

Decyzja o wybraniu się do Satapli, była tym, co uratowało nasz wyjazd w tą część Gruzji. Bo o ile Kutaisi nie było ciekawym miejscem, o tyle w Satapli się nie nudziliśmy. Przede wszystkim rezerwat ten skusił nas posiadaniem skamieniałych odcisków śladów dinozaurów, ale takie atrakcje jak ładne widoki i jaskinia wypełniona stalagmitami, stalaktytami i tą całą inną resztą spodobały nam się jeszcze bardziej.
Satlapia oddalona jest od Kutaisi o ok. 10 km i jeździ do niej marszrutka, nie mieliśmy więc problemu z dotarciem. Na miejscu przydzielono nam przewodnika ( jak zwykle pokazałam swój dowód udający kartę studencką...), ale kazano nam czekać pół godziny. Pogoda nie była za specjalna, więc się trochę namarzliśmy i nadenerwowaliśmy, bo byliśmy jedynymi turystami i nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego nie możemy ruszyć od razu. Jakimś cudem jednak wytrwaliśmy te pół godziny trwające godzinę i ruszyliśmy prosto do śladów dinozaurów - my i przewodnik, mówiący po angielsku, tak jak ja mówię po ormiańsku - ledwo, ledwo. Więcej już znał słów po polsku, więc często ratował się polskim nazewnictwem, a ja tłumaczyłam w miarę możliwości Martinowi... w miarę możliwości, bo za nic w świecie nie wiedziałam jak jest bukszpan!  W związku z tym, że mieliśmy problemy ze zrozumieniem przewodnika, prawie nic nam nie zostało wytłumaczone i przez pomieszczenie ze śladami dinozaurów dosłownie przebiegliśmy.

niedziela, 13 stycznia 2013

Kutaisi - śladami Argonautów.

Kutaisi, to drugie co do wielkości miasto Gruzji, od niedawna również siedziba parlamentu. Do odwiedzenia go skusiła mnie informacja, że prawdopodobnie do tego miasta wybrał się Jazon z Argonautami w mitycznej wyprawie po złote runo i ... to, że mieszka tam polski student, który miał możliwość nas przenocować. :)
Z przykrością muszę stwierdzić, że wyjazd do tego miasta nie był dobrze zaplanowany, a my sami ze względu na wciąż trwające nasze "ciche dni" nie potrafiliśmy się cieszyć tym, co widzieliśmy. Ponadto ten wyjazd był znaczący tylko dla mnie, bo do tej pory byłam jedynie w Tbilisi, a Martin zjeździł Gruzję rok temu  i nie wykazuję już większego zainteresowania tym krajem.

piątek, 11 stycznia 2013

Głupi ma zawsze szczęście.



Mid-term training jest obowiązkowy dla każdego wolontariusza, którego projekt trwa dłużej niż 6 miesięcy – mój trwa 7, szczęśliwie się więc załapałam. Tak jak pierwszy trening ten też odbywał się w Tbilisi, mieliśmy więc kolejną okazję, by udać się do Gruzji. Trening zaczynał się 9 grudnia, my z Martinem od dawna już jednak planowaliśmy, że wybierzemy się tam kilka dni wcześniej, aby coś zwiedzić. Na nieszczęście tak się złożyło, że akurat ten okres, był okresem zdecydowanie „burzowym” w naszej organizacji. Dużo nieprzyjemnych konwersacji z szefostwem i także pomiędzy nami samymi. Kilka dni chodziliśmy na siebie naburmuszeni i zupełnie zapomnieliśmy, o wcześniejszym wyjeździe do Gruzji.  O całej sprawie przypomnieliśmy sobie 5 grudnia o godz. 12 i wciąż rozmawiając przez zęby zdecydowaliśmy się wyruszyć jeszcze tego samego dnia marszrutką o godz.17 . Jakimś cudem zdążyliśmy na nasz cudowny transport. Towarzysze podróży okazali się w większości Gruzinami. Jedna kobieta siedząca obok mnie, była Gruzinką, która poślubiła Ormianina i zamieszkała w Armenii, ale w Gruzji wydała za mąż swoją córkę, do której właśnie jechała. Druga kobieta – Inga, była Rosjanką. Jej rodzina wylądowała w Gruzji w czasach ZSRR i była wówczas bardzo zamożna… Wszystko jednak stracili i Inga, zaraz po osiągnięciu przez jej córkę pełnoletniości postanowiła wrócić do Rosji. Jej rodzice zdecydowali jednak nie wracać do Ojczyzny i od tamtej pory Inga co jakiś czas przylatuje z Moskwy, by ich odwiedzić ( nie muszę chyba wspominać, ze oprócz tego przysyła im co miesiąc „rubelki”), tym razem miała lot do Erywania, z którego musiała dojechać do Tbilisi. Całkiem sympatycznie mi się rozmawiało z tymi kobietami, zwłaszcza z Ingą, której rosyjski był świetny, dopóki nie zorientowałam się, że nasza marszrutka do Tbilisi dotrze o godz.23, a my nie pomyśleliśmy o żadnym miejscu do spania… 

środa, 9 stycznia 2013

Projekt marszrutka.

Przejazd marszrutką w Erywaniu niezależnie od odległości zawsze kosztuje 100 dram-około 80gr. Co prawda nie jest to transport marzeń, bo i zawsze zatłoczony i strasznie w nim trzęsie itp. itd. Coś jednak sprawiło, że polubiłam jeżdżenie tymi busikami. W sumie to prosty sposób na poznanie ludzi, ale też okazja do ćwiczenia języka kiedy się bierzesz za tłumaczenie, że płacisz tylko za jedną osobę.^^ W marszrutce chyba najbardziej widać uczciwość i życzliwość Ormian. Nawet jeżeli wszystkie miejsca są zajęte, zawsze znajdzie się ktoś, kto gdzieś ci się podsunie, lub chociaż weźmie od ciebie do potrzymania torbę. Pieniądze które się płaci za przejazd, też zawsze trafią od ciebie do kierowcy - podawane z ręki do ręki, przez kilka osób. Na samym początku mojego życia w Armenii bywało nawet, że wsiadałam do marszrutki od razu na głos meldując nazwę do którego chcę jechać i zdobywałam tym samym kilka nianiek, które zadbały o to, żebym wysiadła na dobrym przystanku. Największą wadą marszrutek jest chyba to, że nigdzie nie ma rozkładu ich jazdy. Jeżdżą zupełnie przypadkowo, o różnych godzinach, co wcale życia nie ułatwia. W każdym bądź razie, podczas przerwy świątecznej zrobiłam kilka razy to, co już chciałam zrobić od dawna - wsiąść do kilku zupełnie przypadkowych busików i zobaczyć dokąd mnie one wywiozą. O to efekty pierwszej edycji projektu "marszrutka" - zdjęcia z nieznanej mi dzielnicy Erywania usytuowanej na jednym ze wzgórz.

Pocztówkowa mapa świata! :))

Hej! Dodaję tego posta jeszcze raz, bo ze względu na powagę sytuacji muszę go utrzymywać na wierzchu. :) Mam nadzieję, że nie będziecie go mieli dość! :)) I tak w ogóle, to powolutku już rusza pocztówkowy blog

:) :) Uwaga! Attention! Achtung! Pozor! :) :)

Do wszystkich ludzi, chcących zrobić coś niecodziennego! ;)
Wraz z dziećmi będącymi pod opieką organizacji, w której jestem wolontariuszką, chcemy stworzyć „pocztówkową mapę świata”. W związku

z tym, chętnie przyjmiemy każdą pocztówkę, którą zechcecie do nas wysłać. :) Najlepsze będą kartki z widokiem miasta, okolicy, w której mieszkacie, lub ukazujące jakiś ważny budynek, pomnik. ;) Co do tekstu, to istotne jest, żeby umieścić jakąś informację o miejscu z pocztówki i koniecznie coś o was samych.  Najlepiej, żeby kartki były wypisane po angielsku, ale mogą być również po polsku, wtedy ja się zajmę tłumaczeniem. Wszelkie błędy naprawdę nie grają roli, liczą się tylko kartki, nie ma się więc czego obawiać. :) W grupie jest prawie 30 dzieci, co oznacza, że każda kartka to prawie 30 uśmiechów!!! :)

Hiking w górach Geghama- część ostatnia i najtrudniejsza.

Przespanie tamtej nocy pod namiotem bułką z masłem nie było. Mimo solidnej porcji ubrań (m.in. 10 par skarpetek) i śpiworu, całą noc trzęsłam się z zimna. Do tego, po drugiej stronie kanionu znajdował się wodospad, który nocą hałasował jakby był wodospadziskiem. Przespałam może łącznie ze 2 godziny i jako pierwsza wynurzyłam się z namiotu, oczywiście z aparatem.
Flaga to oczywiście dzieło Kachy. ;)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Psy pasterskie vs. piękno armeńskich gór.

W poprzednim poście zapomniałam wspomnieć o jednym ważnym wydarzeniu, które mocno wpłynęło na naszą wędrówkę. Mianowicie Kacha, podczas naszego "pochodu wzdłuż rurociągu" zgubił jeden namiot... Sama nie wiem, jak to możliwe, posiać gdzieś niemałych rozmiarów i tak istotny dla naszej wyprawy namiot... Na szczęście, gdy my byliśmy zajęci rozkoszowaniem się widokami na kanion, Gruzin cofnął się, by wrócić po około 2 godzinach z namiotem... Nie, nie, namiot wcale nie był tak daleko, po prostu Kacha nie przejmując się wcale, tym, że na niego czekamy pstrykał beztrosko fotki, każdej napotkanej trawce... Co ciekawe, Kacha nie odniósł w pełni sukcesu w kwestii odnalezienia namiotu, ponieważ trochę się spóźnił i ktoś, kto znalazł go przed nim, próbował go otworzyć rozrywając zamek. ^^

niedziela, 6 stycznia 2013

Geghama Mountains - czyli hiking w Armenii dobry na wszystko!

Odrywam się na chwilę od zdawania relacji z ostatnich wydarzeń, bo jest jeszcze kilka zaległych spraw, które warte są wspomnienia.

Listopad był miesiącem, w którym jesień leniwie zaczęła ogarniać Armenię. Wielu z nas się tym nie przejmowało, jednak Martin zaczął gorączkowo szukać możliwości wyjścia jeszcze raz w plener, zanim cudowne zima na jakiś czas uniemożliwi hulanki po zielonej trawie. Martin kocha góry szczerą miłością i lubi dzielić się tą fascynacją z innymi ludźmi, dlatego też uparcie namawiał innych wolontariuszy, żeby wybrali się razem z nami poza miasto ( bo mnie oczywiście już nie trzeba namawiać). Jak zaraz zobaczycie udało się nam zebrać niezłą ekipę, składającą się z EVSów i jednego gruzińskiego studenta imieniem KACHA i pewnego pięknego dnia wyruszyć w góry Geghama.

sobota, 5 stycznia 2013

Pierniki - gwiazdy wieczoru.

Święta to bardzo dobry moment, by zrobić z dziećmi coś ciekawszego niż zwykle, dlatego też już od początku grudnia wariowałam z różnymi pomysłami. Początkowo chciałam zorganizować dla dzieci prezentacje o świętach w różnych krajach i zaprosić do pomocy znajomych, ale większość z nich wyjechała na święta do domów. Drugi pomysł był łatwiejszy do zorganizowania, bo nie wymagał angażowania innych osób - gra, podczas której dzieci dowiedzą się czegoś o polskich tradycjach, w nagrodę miały dostać książeczki, które pozyskałam od konsula. Ostatecznie jednak gra nie doszła do skutku, bo moja organizacja nie mogła wykrzesać na to czasu... Odbyła się natomiast tradycyjna godzinna taneczna zabawa świąteczna, na którą tym razem ja przygotowałam zabawy. Nie zaszalałam za bardzo z pomysłami, stawiając na klasykę - taniec na gazecie, taniec z balonami, taniec dookoła krzesełek, wszystko to, co umilało każdą zabawę w podstawówce. Możecie sobie wyobrazić jak się zdziwiłam, gdy się okazało, że każdy słyszy o takich zabawach po raz pierwszy i musiałam zasady powtarzać kilka razy. :)

piątek, 4 stycznia 2013

Barszcz wigilijny- poszukiwany!

"Kto szuka, ten znajdzie" wpajała mi od najmłodszych lat moja starsza siostra, dzielnie przemierzając nasze mieszkanie w poszukiwaniu zagubionych przeze mnie pierdółek. Zawsze, absolutnie zawsze udawało się jej poprzeć tą tezę i wręczyć mi poszukiwaną rzecz z wyrzutem, że wystarczyło tylko poszukać. Niestety, do Armenii mojej wszystkoznajdującej siostry ze sobą nie zabrałam, chcąc nie chcąc muszę sobie radzić sama. Jako, że jestem bardzo niecierpliwą osobą, na ogół przerywam akcję poszukiwawczą już po 10 min, ostatnio jednak zachciało mi się walczyć o tradycję, znalazłam więc w sobie trochę więcej determinacji...

Wspomnianą tradycją był wigilijny barszcz... który na naszą wspólną wigilię miała przygotować Ewelina, ale mając masę innych obowiązków nie zdążyła.:(  Gdy dowiedziałam się o tym tuż przed kolacją postanowiłam uratować tą sprawę, zwłaszcza, że mam zwyczaj wigilijne dania jeść jedynie w Wigilię. :) Wiadomo, barszcz nie problem, jak się samemu nie ugotuje, to zawsze można niechlubnie z proszku przyrządzić miksturę, dlatego też postanowiłam zakupić ów magiczny proszek. Jak już kiedyś wspominałam 24.12 Ormianie Bożego Narodzenia nie świętują, wszystkie sklepy były zatem otwarte. Ewelina jasno na początku wyraziła swoje powątpiewania, w to, że znajdę barszcz, ale ja się uparłam, bo wydawało mi się, że coś takiego Martin kupił ostatnio w naszym osiedlowym sklepiku. Ruszyłam więc zdobyć mój upragniony barszcz!

środa, 2 stycznia 2013

Polonia w Armenii



W ostatnim poście nieładnie usprawiedliwiając swoje chwilowe zniechęcenie do pisania notek, jako jeden z powód mojego opóźnienia podałam odkrycie biblioteki z polskimi książkami. Ów biblioteka znajduje się w siedzibie Związku Polaków w Armenii „Polonia”, do której trafiłam po raz pierwszy pod koniec listopada. Nie mam pojęcia naprawdę, jak przez tak długi okres udało mi się unikać informacji o istnieniu tej instytucji, ale niestety udało mi się. Nie będę się już jednak żalić na swoje roztrzepanie, bo jak wiadomo, lepiej późno niż wcale. ;) Moja pierwsza wizyta w tym miejscu była związana z pomocą innym wolontariuszkom  - Ewelinie i Kasi (poznanym w tunelu) przy organizacji Andrzejek, które wieńczyły grę miejską dla studentów. Moim głównym zadaniem było przepowiadanie studentom przyszłości. Wróżyłam więc dzielnie, przyodziana w chustę i spódnicę, powracając do pseudonimu z czasów gimnazjalnych – Janka Cyganka. ;)) Zabawa była udana, tradycyjnie miało miejsce lanie wosku, przebijanie serc , ustawianie butów itp. – wszystko, co my tak dobrze znamy, a co dla nich było tak nowe. ;) Gościem honorowym spotkania był konsul- pan… Andrzej. ;) Niestety nie mam zbyt wielu zdjęć z tej imprezy.

.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...