„Cicho! Wszyscy cicho! Nie ruszać się!” – wydał rozkaz
nasz „przewodnik”.
„Co to było? Słyszeliście?”- dopytywał się. Ja
zdrętwiałam ze strachu. Nie często w moim życiu bywają momenty, w których na poważnie
sobie zadaję pytanie: „Co ja tu do cholery właściwie robię?!”, ale to był
właśnie ten moment.
Czwartkowy wieczór, większość ludzi w mieście siedziała
sobie spokojnie w wygodnych fotelach przed telewizorem, a ja z grupą innych
ludzi odchodziłam od zmysłów, zwiedzając sobie opuszczony tunel metra przy
bladych światłach latarek. Nie wiem, co ja sobie myślałam decydując się na tą
wyprawę, ale prawdopodobnie w ogóle nie myślałam, bo gdybym chociaż przez
chwilę się zastanowiła, to nie ubrałabym swoich ulubionych dżinsów udając się w miejsce, gdzie trzeba się
przecisnąć przez dziurę w blasze blokującej wejście i gdzie miejscami woda się
leje z sufitu. Wzięłabym za to jakąś kamerę i nakręciła horror, bo otoczenie
wybitnie się do tego nadawało. Tunel był zupełnie ciemny i przepełniony
intrygującymi rupieciami. Miał wiele odnóg, w których się można było zgubić i
ponoć nie jedno już widział… Organizatorzy tego wypadu, Ormianie, już przed
wejściem zadbali o odpowiednią atmosferę, niektórzy z nich wyciągnęli wielkie
noże „ na wszelki wypadek”, a główny sprawca zamieszania opowiedział nam
historie o ludziach obłąkanych znalezionych w tym tunelu, o kilku trupach,
satanistach i zabronił nam włączać latarki na zewnątrz, żeby nikt nie widział,
że tam jesteśmy. Najbardziej przeraziło mnie jednak zdanie „ gdybyście widzieli
coś dziwnego to mnie wołajcie”, bo mój mózg wyobraził sobie dziwaczne
dziewięcionogie stworzenia i inne potworki. Bez cienia wątpliwości byłam bardzo
dobrze przygotowana na wizytę w opuszczonym tunelu metra, tak bardzo, że już po
kilku minutach chciałam wracać, a rękę Martina tak wygniotłam przez ściskanie
ze strachu, że aż mi było głupio. ^^Jedynie chwilami się rozluźniałam, gdy
działo się coś ciekawego, np. przechodziliśmy koło wejścia do tajnego uniwersytetu,
zwiedzaliśmy pomieszczenia, w których ponoć żyli żołnierze niemieccy, mijaliśmy
pozostawione kaski itp. Oczywiście nie byłam jedyną lękliwą osobą, co dodawało
mi czasami otuchy i przywracało mój mózg do normalnej pracy – wymyśliłam nawet
nowy pomysł na biznes – otworzyć skup złomu i wywieść wszystkie zostawione w
tunelu wagoniki, rury, pręty i kable. Gdybyście chcieli zostać moimi
wspólnikami to proszę o kontakt. :)
A tu już piwko "po" na skołatane nerwy. :) |
Jak to często w takich wypadach bywa, to ludzie nawzajem
się straszyli, nasz przewodnik też specjalnie udawał, że coś słyszy i kazał nam
się zatrzymywać. Mimo wszystko, nie poszłabym tam jednak drugi raz, o nie!
Nawet w okolice tego tunelu już się wieczorem nie zapuszczę.
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz