"Kto szuka, ten znajdzie" wpajała mi od najmłodszych lat moja starsza siostra, dzielnie przemierzając nasze mieszkanie w poszukiwaniu zagubionych przeze mnie pierdółek. Zawsze, absolutnie zawsze udawało się jej poprzeć tą tezę i wręczyć mi poszukiwaną rzecz z wyrzutem, że wystarczyło tylko poszukać. Niestety, do Armenii mojej wszystkoznajdującej siostry ze sobą nie zabrałam, chcąc nie chcąc muszę sobie radzić sama. Jako, że jestem bardzo niecierpliwą osobą, na ogół przerywam akcję poszukiwawczą już po 10 min, ostatnio jednak zachciało mi się walczyć o tradycję, znalazłam więc w sobie trochę więcej determinacji...
Wspomnianą tradycją był wigilijny barszcz... który na naszą wspólną wigilię miała przygotować Ewelina, ale mając masę innych obowiązków nie zdążyła.:( Gdy dowiedziałam się o tym tuż przed kolacją postanowiłam uratować tą sprawę, zwłaszcza, że mam zwyczaj wigilijne dania jeść jedynie w Wigilię. :) Wiadomo, barszcz nie problem, jak się samemu nie ugotuje, to zawsze można niechlubnie z proszku przyrządzić miksturę, dlatego też postanowiłam zakupić ów magiczny proszek. Jak już kiedyś wspominałam 24.12 Ormianie Bożego Narodzenia nie świętują, wszystkie sklepy były zatem otwarte. Ewelina jasno na początku wyraziła swoje powątpiewania, w to, że znajdę barszcz, ale ja się uparłam, bo wydawało mi się, że coś takiego Martin kupił ostatnio w naszym osiedlowym sklepiku. Ruszyłam więc zdobyć mój upragniony barszcz!
Pierwszy sklepik - sklepowa kręci głową.
Drugi sklepik - sklepowa marszczy brwi.
Trzeci sklepik - sklepowa krzywi buzie.
Czwarty sklepik- "zupa w proszku?" pyta sklepowa.
Zaczynam się irytować.
Piąty sklepik - barszczu nie ma, ale sklepowa mi proponuje marchewkę i kapustę. o_O
Szósty sklepik- "proszku borszcz nie mamy"- mówi sklepowa "ale mamy persil"
Wychodzę roześmiana. Podróż kończę w wielkim markecie z dziwnym pomocnikiem, którego poznałam na ulicy, kupując ostatecznie jedynie przyprawę do barszczu. Do czekających już na mnie znajomych wracam na tarczy po około 2godz. włóczęgi ... Długo się jednak nie przejmowałam porażką, bo towarzystwo przygotowało świetne jedzenie.:) Wymieszane tradycje z różnych krajów bardzo mi smakowały. Znajoma Czeszka zafundowała nam nawet tradycyjną wróżbę, z której wynikło, że sporo w tym roku będę podróżować. :)
A o to nasz wigilijny stół:
Podgrzewające się uszka- kilka nawet ja ulepiłam- po raz pierwszy w życiu, bo u mnie w domu się ich nie jada. ;))
Przykładowa kompozycja wigilijna - warzywna sałatka po czesku, jakaś soczewicowa kombinacja, smażona szynka z cebulą i ruskie pierogi. ;))
Wigilia była udana, miło spędziliśmy czas rozmawiając do późnej godziny. Jednak mimo niewyspania następnego dnia postanowiłam ugotować sobie barszcz, by skonsumować z nim pozostałe pierogi i uszka. Po pracy kupiłam co trzeba i wróciłam do domu, wymachując torbą z burakami przed oczyma Armine.
-"Dzisiaj gotuję barszcz!"
-"Ooo. Jak będziesz potrzebowała pomocy to chętnie pomogę."
-"Nie, to bardzo proste, najgorsze jest obieranie buraków."
-"A to będziesz też robiła sałatkę z buraków?"
-"Nie, tylko barszcz."
-"To po co ci buraki?"
-"Do barszczu."
I w tym właśnie momencie się dowiedziałam,że armeński barszcz, to taka zupa warzywna, z dużą przewagą kapusty, a Armine w życiu nie gotowała czegoś z buraków, jedynie robiła z nich sałatkę, No tak... to wyjaśnia,dlaczego jedna sklepowa odsyłała mnie do stoiska z warzywami... no ale tak czy siak, to nawet swój barszcz mogliby mieć w wersji magicznego proszku, no nie? :)) Jakkolwiek by nie było, Armine już po pierwszym łyku odpłynęła w dal barszczową rzeką miłości i na nieszczęście dla mnie 2 razy prosiła o dokładkę.:) W zamian oczywiście obiecała mi przyrządzić ich barszcz. Ciekawe, ciekawe,czy mi też posmakuje. :)
dobrze sobie poradziłaś :)
OdpowiedzUsuńja w tym roku zrobiłam kapustę z grzybami, gdy w Lidlu rzucili kiszoną w woreczkach :)
A to niespodzianka :-))))
OdpowiedzUsuńBarszcz - precz! Grzybowa rządzi. ;)
OdpowiedzUsuń